poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 4

-Ta ta parara ra ta ta - nuciłam smażąc naleśniki.
-Może zaśpiewasz coś konkretnego - mruknęła Bella zaciekle kreśląc w swoich notatkach.
-Jak się będziesz tyle uczyć to Cię głowa rozboli. Ona nie jest przyzwyczajona do takiego wysiłku.
Rzuciła mi mordercze spojrzenie wracając do swoich zajęć. Zerknęłam w stronę przepisu, przygryzając końcówkę łyżki. Za oknem moja sąsiadka pieliła ogródek, a jej rozwrzeszczane dziecko rzucało piłka po ulicy. Jak zazwyczaj toleruje dzieci tak to doprowadza mnie do furii. Ostatnio ta pijawka zaczęła robić zdjęcia Justinowi i z wrednym uśmiechem stwierdził, że sprzeda newsa mediom. Kiedy zauważył, że go obserwuję pokazał mi język. Wzniosłam oczy ku niebu po czym odwróciła się tyłem.
-Nie widziałyśmy się jakieś dwa miesiące, a jedyne co robisz od dwóch dni to nauka. Zajmij się mną!
Uniosła głowę znad kartek. Po długim mierzeniu się wzrokiem dała za wygraną i odłożyła długopis.
-To co chcesz robić?
-Cokolwiek. Ostatnio non stop tylko siedzę w domu. Albo z Justinem, albo z Lukiem, albo z Peterem...
-Peter jest w mieście? Myślałam, że on siedzi w Nowym Jorku. -Był ostatnio odwiedzić stare śmieci, więc musiał do mnie wpaść.
Bells wzruszyła ramionami po czym dodała: -A Demi? Dziewczyny u mnie na zajęciach ostatnio były strasznie podjarane jakąś galą na której z nią byłaś. - jej mina mówiła, że to poniżej jej godności - Podobno miałaś śliczną sukienkę zaprojektowaną specjalnie dla Ciebie przez Calvina Kleina.
Wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmiechem.
-Justin miał u niego kampanie reklamowe, a wujcio... No co?! Kazał tak do siebie mówić, a wracając... wujcio był mną tak zachwycony, że stwierdził iż grzechem byłoby nie zaprojektowanie dla mnie jakiejkolwiek sukienki.
-Niech będzie. To idziemy na spacer?
-Tak!
***
-Poproszę jedną mrożoną latte i jeden koktajl lodowy.

Bella wróciła do stolika, kiedy skończyłam rozmawiać z Harrym.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci towarzystwo Hazzy, Niallia, Luka, Calumna i Jade?
-Nie, aczkolwiek dobrze, że ich nie ma.
-No to zaraz przyjadą - wyszczerzyłam się do mniej
-Bo po co w ogóle pytać mnie o zdanie? Przecież i tak zrobisz jak chcesz?
-Też się cieszę, że cię widzę ruda - wrzasnął Harry przysuwając sobie krzesło do naszego stolika.
Kiedy już wszyscy się dosiedli zaczął się wywiad środowiskowy. Jade miała strasznie dużo pytań do mnie i Belli, w końcu nie widziałyśmy się już sporo czasu. Robiliśmy taki hałas, że co chwilę ktoś rzucał w naszą stronę zgorszone spojrzenia. Po jakiejś godzinie dołączyli do nas Louis i Perrie, a zaraz po nich Liam. Jak zawsze kiedy go widywałam (od czasu rozstania) spięłam się lekko, ale on standardowo nie zwrócił na mnie uwagi. Po 4 kawie, 5 ciastku i niezliczonej ilości napadów śmiechu stwierdziłyśmy z Bellą, że czas się zbierać. Po wyjściu z budynku uderzyło nas wyjątkowo zimne powietrze jak na tą część kraju. Otuliłam się bluzą, a po moich plecach przebiegła gęsia skórka. Przekładałam telefon z ręki do ręki, zegar wskazywał ledwo 8 p.m, a na ulicach nie było żywego ducha. Może i powinnam przyzwyczaić się do dziwnych rzeczy mieszkając w tym mieście, ale to było naprawdę niepokojące. Uliczne latarnie rzucały nikłe światło na chodniki. Zaczynałam się odwracać w stronę Belli, kiedy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie.
-AAA!!! - zaczęłam wrzeszczeć okładając na oślep mojego oprawcę.
-Dobra.. auuu... Selly... to boli!
-Justin? - przypatrywałam mu się przez dłuższą chwilę - Czyś ty zwariował?! - wrzasnęłam w końcu - Chcesz żebym padła na zawał?! A ty! - krzyknęłam w stronę Belli, która pokładała się ze śmiechy na chodniku - Ty się do mnie nie odzywaj i nie wiem, gdzie będziesz spać bo ja cie do domu na pewno nie wpuszczę.
-Marna groźba - wykrztusiła w przerwie kolejnych napadów chichotu - Pójdę do rodziców, mieszkają w tym samym mieście pamiętasz?
Wydęłam usta jak dziecko. To nie fair, że moje groźby nigdy jej nie ruszają. Przeniosłam wzrok na Justina, który stał niezwykle z siebie zadowolony, głupio się do mnie szczerząc. Odwróciłam się na pięcie i z miną wściekłego dwulatka zaczęłam iść przed siebie.
-Hej! - wrzasnął Justin, a po tonie jego głosu można było wywnioskować, że przestał się śmiać - Daj spokój.
-Jestem obrażona - odkrzyknęłam
-No weź - dogonił mnie i obrócił w swoją stronę - To tylko zabawa. Nie mogłem się powstrzymać, miałaś taką świetną minę.
-Myślisz, że po takiej gadce mi przejdzie - założyłam ręce na piersi - Jesteś w błędzie.
-Przecież już ci przeszło - stwierdził wzruszając ramionami
Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem. Nic. Zaczęłam tupać nogą, dalej nic.
-To co chcesz? - spytałam w końcu
-Mam zamiar zabrać cię na piknik pod gwiazdami.
-Piknik pod... co ja mam plany Bella... a właściwie to gdzie ona jest? - zaczęłam się rozglądać
-Nie martw się nie porwał mnie jeszcze żaden psychopata - wymienili z szatynem porozumiewawcze spojrzenia - Jak dla mnie możesz iść, ja w tym czasie naprawdę pójdę do rodziców. Wściekliby się gdybym ich nie odwiedziła. Będę u nich spać więc jakby co twój dom jest wolny - mrugnęła do mnie na co Justin wyszczerzył się jakby Gwiazdka miała być miesiąc wcześniej. - To bajo.
Odwróciła się i tyle ją widzieli. Jak ona mogła mnie zostawić z tym niewyżytym osobnikiem płci męskiej, który właśnie wyciągał rękę w moją stronę, jakby był nie wiadomo  jakim gentlemanem.
-Ja nigdzie z tobą nie idę?
-Niby czemu?
-Cenię sobie spokój i brak strachu.
-Jak tam chcesz - stwierdził, a ja uśmiechnęłam się jak zwycięzca - Skoro nie chcesz iść to cię zaniosę. - mruknął i przerzucił sobie mnie przez ramię.
Po stwierdzeniu, że wierzganie nogami i okładanie go pięściami po plecach nic nie daje, dałam sobie spokój. Tak właściwie to od kiedy on ma takie zarąbiste mięśnie, naprawdę dużo szczegółów mi umknęło, przez okres, w którym nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Trzeba to jak najszybciej nadrobić.
***
Mądra Sylwia, zamiast uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z geografii usuwa całą notkę i pisze ją od nowa. Brawo ja! Wiem, że obiecałam notki częściej, ale nie dam rady. Rozdziały będą się pojawiać raz w miesiącu może szybciej, ale wątpię ;). Mam nadzieję, że się podoba i całuję gorąco wszystkich, którzy pisali do mnie kiedy notka.

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 3

Obracałam się ze zniecierpliwieniem na fotelu, jednocześnie wpatrując się zawzięcie w moją stylistkę Thalię, która rozmawiała o czymś przyciszonym głosem przez telefon. Przytłaczał mnie widok mojej twarzy, która odbijała się w każdym lustrze w salonie fryzjerskim. Było to małe, ekskluzywnie wykończone. Ściany były w miłym kremowym kolorze zupełnie nie pasującym mi do tego miejsca, kojarzyły mi się bardziej z kuchnią babci co troszeczkę dodawało mi otuchy. Odgarnęłam włosy z twarzy i niechętnie spojrzałam w lustro, które było najbliżej. Miałam podkrążone oczy, które nie udolnie próbowałam zakryć makijażem. Westchnęłam, po czym zsunęłam się lekko na fotelu przymykając powieki. Nie spałam ostatnio dobrze. Od pamiętnej kłótni z Liamem jakieś trzy dni temu spałam może 12 godzin. Nie umiałam zasnąć, zastanawiając się nad sensem mojego związku. Odcięłam się też kompletnie od świata zewnętrznego. Justin nie dawał mi spokoju, pisząc coraz to nowe wiadomości, ale starałam się je ignorować. Chciałam najpierw pogodzić się ze swoim chłopakiem, a dopiero później zająć się resztą swoich więzi towarzyskich.
-Mówię Ci, że to świetny pomysł - powiedziała Thalia ściskając w geście pocieszenia moje ramiona.
-Jakbym się przejmowała głupią wizytą u fryzjera - mruknęłam poprawiając się na krześle.
Brunetka posłała mi wściekłe spojrzenie, po czym zajęła się wyjaśnianiem fryzjerowi na czym ma polegać zmiana w moich włosach. Wyjęłam telefon i wystukałam szybką wiadomość do Belli. Jako, że dziś piątek, a moja przyjaciółka obiecała, że na weekend przyjedzie, a ja miałam ją odebrać z lotniska trzeba się dowiedzieć, o której będzie. Wzdrygnęłam się lekko czując obcą dłoń na moich włosach, ale szybko uświadomiłam sobie gdzie jestem i uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, który stał za mną. Nie mógł mieć on więcej niż 25 lat.
-Jest pani pewna swojej nowej fryzury? To bardzo... - zamyślił się - ... ciężkie do zrobienia.
Zerknęłam z przestrachem na Thalię,która pokiwała ochoczo głową.
-Niech pan robi co szefowa każe - uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
Od dziecka uwielbiałam, kiedy ktoś robił coś przy moich włosach. Jest to dla mnie niewiarygodnie odprężające. Na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, kiedy mężczyzna muskał je opuszkami palców. W moich myślach mimowolnie pojawiły się te wspólnie spędzone z Justinem chwile, podczas jego trasy konce... Otworzyłam szeroko oczy i prawie wstałam z fotela.
-Jakiś problem? - dwie pary oczu wpatrywały się we mnie intensywnie.
-Nie, nie. Przepraszam.
Mężczyzna znów zajął się poprzednią czynnością, ale ja nie pozwoliłam sobie odpłynąć. Niby dlaczego w chwili kompletnego relaksu, przypominając sobie intymne chwile ze swojego życia nie pomyślałam o swoim chłopaku, tylko o Justinie? Może z nim było ci lepiej? - odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Odgoniłam pośpiesznie natrętne myśli i uśmiechnęłam się sztucznie do przyglądającej mi się badawczo Thalii. Chyba to kupiła, bo wróciła do nadzorowania pracy fryzjera.
Po trzech godzinach bezczynnego siedzenia ( no dobra od czasu do czasu zmieniałam jego miejsce) Jack ( bo tak miał na imię mój mistrz nożyczek) skończył swoje dzieło. Jako, że od co najmniej pół godziny Bella pisała z zapytaniem czy przyjadę, a ja ciągle pisałam, że ma się beze mnie nie ruszać z lotniska wybiegłam z salonu machając moim towarzyszom na pożegnanie i nawet nie spojrzałam w lustro. W biegu wrzuciłam torebkę do samochodu i włożyłam kluczyki do stacyjki. Kiedy tylko odpaliłam wnętrze pojazdu wypełniły dźwięki piosenki Justina "All That Matters". Kołysałam się lekko w rytm muzyki, próbując jednocześnie zapomnieć o komentarzu, który szatyn dołączył przy premierze piosenki. Może to o to tak naprawdę wściekł się Liam? Przecież to było tego samego dnia. Zajeżdżając na parking lotniskowy od razu zauważyłam Bellę stojącą sztywno z małą walizeczką. Kliknęłam w klakson, a moja przyjaciółka momentalnie spojrzała w stronę samochodu. Dobrze, że chroniła mnie karoseria, a wzrok nie mógł zabijać.
-Czy ty wiesz ile ja na ciebie czekam? - spytała pakując swój zad do samochodu. - Całą wieczność no... AAAA!!! - nagle zaczęła niekontrolowanie wrzeszczeć.
-Co się drzesz debilu? - spytałam odpalając silnik i jadąc powoli w stronę mojego domu.
-Co ty masz na głowie? - dobitnie zaakcentowała ostatnie słowo.
-Na głowie to ja mam włosy.
-Dobra. A na włosach. Znaczy - poprawiła się szybko - No bo twoje włosy są... inne.
-Tak Isabello - posłała mi spojrzenie godne mordercy - Bo właśnie wracam od fryzjera.
Ruda wzruszyła ramionami i mruknęła pod nosem:
-Jak przestanę się malować i zetnę na pazia to też ci powiem, że tylko wracam od fryzjera.
Zaczęłam niekontrolowanie chichotać. Cała Bella. Kiedy weszłyśmy do domu Bella od razu wbiegła pod prysznic, a ja nie czekając na nią wbiłam się w pidżamę z zamiarem poczytania książki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudził mnie głośny śmiech dochodzący z salonu. Rozejrzałam się półprzytomnie po pokoju. Wszytko było jak zawsze, stwierdziłam, że musiało mi się wydawać i już miałam z powrotem opaść w krainę Morfeusza kiedy tan sam dźwięk znów przerwał ciszę. Siadłam gwałtownie przy okazji zahaczając głową o metalowe ramy łóżka. Po prostu pięknie. Będę miała jednego wielkiego siniaka na głowie. Wstając zauważyłam na biurku kartkę zamazaną pismem Belli. "Przyszli goście. Znaczy się skład One Direction i 5 Second of Summer. A i zapomniałabym Justin też jest. Podobno nie dawałaś znaku życia i wszyscy się martwią. Wstawaj szybko ogarniaj się i chodź"
Przez moment tylko wpatrywałam się osłupiała w kartkę. Liam i Justin w jednym pokoju? To się nie może skończyć dobrze. W tym samym momencie usłyszałam głośny śmiech z dołu. Nie, wszystko jest w porządku. Wyjęłam z szafy białą bluzkę zapinaną na guziki i zwykłą spódnicę w tym samym kolorze. Wbiegłam do łazienki i stanęłam jak wryta. Teraz rozumiałam co Bella miała na myśli mówiąc, że moje włosy są dziwne. Niby wszystko było jak dawniej, ale miałam grzywkę (jak ja mogłam nie zauważyć jak Jack ją ścinał?) a końcówki moich włosów były różnokolorowe. Po pierwszym szoku stwierdziłam, że wygląda to nawet ładnie. Ogarnęłam się dość szybko i w takim samym tempie zbiegłam po schodach.
-Cześć wszystkim - wrzasnęłam wchodząc do salonu.
W pomieszczeniu nastała cisza a wszyscy przyglądali mi się tak jakoś dziwnie. No co człowieka nigdy nie widzieli czy jak?
-Co ty masz na głowie? - jak zawsze inteligentnie zaczął Harry.
-Bosz... Hazza ja na głowie mam włosy nie wiem jak ty...
Chłopak pokazał mi język, a wszyscy w pomieszczeniu znów zaczęli się śmiać. Jak na osobę kulturalną przystało przeprosiłam za swoją nieobecność i przedstawiłam się chłopakom, których formalnie jeszcze nie znałam. Po dość długim czasie, który spędziliśmy jak dawniej zgraną paczką do Liama zadzwoni ktoś z ich sztabu prosząc o natychmiastowy przyjazd. Chcąc nie chcąc musieli ruszyć dupy i opuścić mój salon. Zaraz za nimi wyszli Luke, Calumn, Michael i Ashton. Powlokłam się za Liamem i delikatnie odciągnęłam go w tył. No to Selena zbieraj się, czas na poważną rozmowę, w której podasz argumenty dlaczego musicie być razem.
-Sel ja to sobie wszystko przemyślałem - zaczął chłopak - Niepotrzebnie się wtedy tak wściekałem. Skoro mówisz, że to tylko kolega to tak jest. To nie popsuje relacji między nami, prawda?
Już miałam skakać ze szczęścia i wtulić się mocno w jego szyję krzycząc głośne "TAK", kiedy usłyszałam cichy śmiech. Ciarki przebiegły po moim ciele kiedy usłyszałam ten przytłumiony głos i sama nie do końca chyba wiedząc co mówię zaczęłam:
-Może i dobrze, że się tak stało Liam. Mam wrażenie, że lepiej nam jako przyjaciele. Dziś było tak idealnie, a kiedy tylko zaczynamy myśleć o sobie jako tej drugiej połówce coś się psuje. Nie chcę tego chcę mieć cię przy sobie.
Szatyn wpatrywał się we mnie dość długo, po czym obdarzył mnie uśmiechem, którego już długo nie oglądałam.
-Masz rację - przytulił mnie krótko na pożegnanie - Lecę. Baj mała.
-Łatwo poszło - mruknęłam sama do siebie.
Wróciłam do domu gdzie siedzieli Justin i Bella. Moja przyjaciółka miała parę załatwień na mieście, więc szybko się ulotniła, a ja zostałam sama z Bieberem.
-Przepraszam, że nie odbierałam. Musiałam sobie wszystko poukładać.
-Nie ma sprawy. - posłał mi wymuszony uśmiech, który raczej wyglądał jak grymas - Liam pewnie już planuje wasz romantyczny wieczór.
-Nie - zaśmiałam się cicho - Stwierdziliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi. Tak jest łatwiej.
Jego wzrok momentalnie ożył. Nachylił się do mnie przez stół i szepnął konspiracyjnie:
-Czyli teraz nie masz chłopaka? Jesteś singielką?
-No tak - mruknęłam
Justin momentalnie znalazł się za mną. Obrócił moje krzesło i nim zdążyłam się zorientować co on robi jego usta już spotkały moje. A ja co? Nie będę ukrywać, że czekałam na to od kąt pojawił się w moich drzwiach.
***
Bosz... co ja ze sobą robię! Przepraszam. Wiem, że zawalam, ale przytłacza mnie początek liceum. Jak tylko się ogarnę i zorganizuję, to notki będą częściej. Jesteście naprawdę wspaniali i cieszę, się za tak dużą liczbę komentarzy. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do mnie z powodu tej przerwy. Przepraszam jeszcze raz ;)

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 2

-Hej. - powiedziałam, w końcu nadal stojąc jak wmurowana.
-Nie wpuścisz mnie? - Justin zaśmiał się cicho
Odsunęłam się z przejścia, żeby chłopak mógł wejść do domu. Zamknęłam za nim drzwi.
-Proszę zdejm buty - powiedziałam odwracając się do niego - Sprzątałam tu niedawno. Nawet podłogę umyłam.
Brzmiało to tak, jakbym za wszelką cenę chciała, się pochwalić tym jaka jestem odpowiedzialna. Może Bella miała rację, za długo siedziałam tu zupełnie sama?
-Ty sprzątałaś - szatyn zaśmiał się lekko, ale wykonał moją prośbę - Aż nie mogę w to uwierzyć.
Wystawiłam jeżyk i zaśmiałam się cicho. Zapadła cisza, która zdawała się być wręcz namacalna. Zastanawiałam się po co Justin mnie odwiedził, ale nie zamierzałam pierwsza się odzywać. On natomiast jakby zupełnie zaciął się w sobie. Stał tam i tak intensywnie się we mnie wpatrywał. Stwierdziłam, że trzeba dać za wygraną, bo inaczej zestarzejemy się w tym korytarzu.
-Napijesz się czegoś? Tylko nic wysoko procentowego, bo tego to Ci już chyba wystarczy - zaśmiałam się i zaczęłam wachlować sobie dłonią przed nosem chcąc odgonić, od siebie zapach alkoholu.
-Można prosić wodę - chłopak wydawał się być mi wdzięczny.
Pokiwałam głową i gestem ręki, nakazałam mu iść za sobą. Weszliśmy do kuchni gdzie wskazałam mu krzesło, a sama zaczęłam się krzątać. Czego on może ode mnie chcieć? Nie odzywał się pierwsze przez pół roku, a teraz pojawia się u mnie w domu bez żadnej zapowiedzi. Cały Justin. Postawiłam przed nim szklankę z wodą.
-Ładna koszulka - na jego twarzy znów pojawił się ten ironiczny uśmiech, którego wcześniej nie widziałam.
-Po co przyszedłeś? - rzuciłam z być może przesadną wrogością ignorując jego zaczepkę.
Justin nie odezwał się od razu. Znów zaczął mi się tak natarczywie przyglądać, przez co chciałam spuścić wzrok, ale wytrzymałam jego spojrzenie z dumnie uniesioną głową. Chłopak westchnął.
-Chcę, żeby wszystko było jak dawniej. Nie przerywaj mi - mruknął zirytowany kiedy już otwierałam usta, patrzyłam się na niego nieźle zdziwiona, Justin nie miał w zwyczaju odzywać się tak - Wiem, że masz chłopaka i takie tam - prychnął jakby nieźle go to bawiło - Zanim weszliśmy w nasz niezbyt udany związek byliśmy przyjaciółmi. - zaczerpnął powietrza - O takie dawniej mi chodzi.
Patrzyłam się na niego w osłupieniu.
-Żartujesz sobie czy jak?
-Niby czemu?
-Czemu?! - wrzasnęłam - Nie dajesz znaku życia, przez pół roku. To było cholerne pół roku Justin! Mogłeś chociaż wysłać jakiegoś głupiego smsa! A teraz stajesz w moich drzwiach jak gdyby nasze ostatnie spotkanie było zaledwie wczoraj i proponujesz przyjaźń? Nie sądzisz, że coś jest nie tak?
-Niby czemu? - powtórzył - Byłem za dużym gówniarzem, żeby podjąć taką decyzję.
-I mam uwierzyć, że tak bardzo się zmieniłeś? - rzuciłam zirytowana.
Prawda była taka, że od razu zauważyłam w nim zmianę. Kiedy tylko otworzyłam drzwi. Wydawał się być taki zimny i cyniczny. Nie był już tym śmiejącym się ciągle chłopakiem, którego znałam wcześniej.
-Owszem. Zmieniłem się. - powiedział po czym spojrzał mi głęboko w oczy - Proszę shawty, tęskniłem za tobą.
Poczułam jak moje serce łamie się na pół słysząc ton jakim wypowiedział te trzy słowa. Przyjrzałam mu się dokładnie. W jego oczach można było dostrzec ból, który próbował ukryć pod maską ironii. Usiadłam na przeciwko szatyna i uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Myślę, że przyjaźń to dobre rozwiązanie - powiedziałam w końcu - Też za tobą tęskniłam Justin - dodałam wyciągając do niego rękę, którą on od razu ujął.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, w tak uwielbiany przeze mnie sposób.
-A tak właściwie to jak się tu dostałeś?
-Przyjechałem - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Ktoś cię podwiózł? - drążyłam temat
-Nie - zaśmiał się - O co ci chodzi?
-O co mi chodzi? Przecież ty jesteś pijany!
-Ja? Nie - rzuciłam mu groźne, w moim mniemaniu, spojrzenie - Dobra może wypiłem dwa piwa, ale to nie powód, żebym nie prowadził samochodu.
-Ależ to jest do tego powód.
Justin spojrzał na mnie z powątpiewaniem, kiedy w mojej sypialni rozległy się znajome nuty piosenki Hakuna Mattata. Pobiegłam na górę zostawiając szatyna samego. Znalazłam telefon w torebce, która leżała na środku pokoju. Zdecydowanie muszę tu posprzątać pomyślałam odbierając telefon, nawet nie patrząc kt dzwoni.
-Seleno, za godzinę przyjedzie twoja babcia - od razu poznałam głos mamy - Prosiłabym, żebyś do południa była w domu.
-Dobrze mamuś - mruknęłam torując sobie drogę do okna, przez ubrania - Postaram się być jak najszybciej.
Rozłączyłam się i wybiegłam z pokoju. Justin siedział dokładnie tam gdzie go zostawiłam.
-Bardzo cię przepraszam - powiedziałam wchodząc do kuchni - Ale dzwoniła moja mama i prosiła, żebym przyszłą do domu. Odwiedziny babci - wzniosłam oczy ku niebu
-Spoko, odwiozę cię.
-Nie! Nie pozwolę, ci prowadzić samochodu pod wpływem alkoholu.
Widziałam, że na końcu języka ma uwagę, o tym jak to wypił dwa piwa i takie tam.
-W takim razie cię odprowadzę  powiedział tylko wstając.
-Dziękuję za dobre intencje, ale muszę jeszcze wziąć prysznic i takie tam.
-Poczekam.
-Skoro chcesz - wzruszyłam ramionami -  To może idź pooglądać telewizję.
Pokiwał głową i wyszedł za mną. Wskazałam mu drogę po czym pobiegłam na górę szybko się ogarnąć. Letni prysznic od razu mnie orzeźwił. Natarłam się miętowym płynem. Chyba, mam jakąś obsesję na punkcie tej mięty. Wytarłam się w ekspresowym tempie. Wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie lekki makijaż. Nie starałam się za bardzo. Nie ważne jak perfekcyjnie bym wyglądałam babcia i tak znajdzie coś do czego się przyczepi. Taka już była, zresztą jej syn, a mój ojciec był taki sam. Ubrałam zwykłe czarne szorty i szarą bluzkę po czym szybko zeszłam na dół.
-Gotowa - wrzasnęłam wchodząc do salonu
Justin wyłączył telewizor i szybko wstał z kanapy. Wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam drzwi na klucz. Justin spojrzał tęsknie w stronę swojego samochodu.
-Jesteś pewna, że nie mogę prowadzić?
-Tak! A po za tym muszę jeszcze wstąpić po kawę. Obudziłeś mnie o świcie.
-Świcie - prychnął - Była dziesiąta.
-Dla mnie to świt - wyminęłam go i wpadłam go kawiarni.
Zaczęłam składać zamówienie, kiedy oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdziwienia. Spojrzała na kogoś za mną, a potem znów na mnie. Odwróciłam się, w progu stał Justin i uśmiechał się lekko. Blondynka zrealizowała moje zamówienie, nie przestając dziwnie się nam przyglądać. O co jej chodzi no? Odebrałam swój kubek i wyszliśmy z kawiarni.
-Nie mówię, że kiedyś wstawałaś jakoś wcześnie, ale dziesiąta to już nie świt - szatyn powrócił do naszej przerwanej rozmowy.
-Dziś wyjątkowo to był świt - zaśmiałam się - Zresztą cieszę się, że mnie obudziłeś.
-Ja też - Justin objął mnie w tali, a ja z przyzwyczajenia wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
-A tak właściwie to skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
-Byłem w twoim starym mieszkaniu. Perrie powiedziała mi, gdzie cię szukać.
-Cała Perrie - mruknęłam, a szatyn pokiwał głową.
Pod domem rodziców byliśmy jakieś pół godziny później. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to tak blisko ode mnie. Pocałowałam Justina na pożegnanie w policzek i pobiegłam do domu. Jak zawsze drzwi nie były zasunięte. Kiedyś ktoś ich okradnie to zobaczą.
-Jestem! - wrzasnęłam
-Selena kochanie - do przedpokoju weszła babcia, a za nią mama z niezbyt zadowoloną miną - Czy to prawda moja droga, że nie poszłaś na studia, bo chcesz śpiewać? To bardzo nieodpowiedzialne. - przyjrzała mi się dokładnie - Dziecko jak ty wyglądasz?! Te spodnie chyba skurczyły Ci się w praniu. Pierz je w zimnej wodzie.
Zaśmiałam się widząc jak mama przewraca oczami ponad ramieniem kobiety.
Z domu rodziców wyrwałam się wczesnym wieczorem. Miałam już dość kazań babci na temat moich złych wyborów, a do tego te spojrzenia ojca mówiące, że całkowicie się z nią zgadza. Kiedy doszłam do domu samochodu Justina już nie było. Westchnęłam z rezygnacją. Przecież prosiłam go, żeby dzisiaj nigdzie nie jeździł. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że na progu ktoś stoi. Dopiero po kilku sekundach rozpoznałam Liama. Chciałam go pocałować, ale chłopak lekko się odsunął co mnie zdziwiło. Otwierałam usta, żeby spytać się go o co chodzi, kiedy sam zaczął rozmowę.
-To przez niego nie chcesz ze mną gadać?
-Co? - stałam jak zdezorientowana, na początku myślałam, że chodzi mu o Luka, ale przecież blondyn obiecał, że nic mu nie powie.
-Wiedziałem, że on nie odpuści, ale myślałem, że ty naprawdę mnie kochasz.
-Bo kocham. - powiedziałam już nieźle podirytowana. - O co ci chodzi?
-O to. - powiedział podając mi jakąś gazetę.
Stronę tytułową zdobiło wielkie zdjęcie moje i Justina. Chłopak mnie obejmował i oboje się śmialiśmy. "Wielki powrót słynnej Hollywoodzkiej pary" głosił wielki nagłówek, a na dole był jeszcze dopisek "Ciekawe co na to wszystko Liam Payn". Szybko prześledziłam tekst wzrokiem. Był tam wywiad z pracownicą kawiarni, która zarzekała się, że widziała nas i wyglądaliśmy na naprawdę zakochanych. Chciało mi się z tego wszystkiego śmiać, ale potem spojrzałam na twarz swojego chłopaka.
-Daj spokój - powiedziałam - Chyba w to nie wierzysz? Przecież sam dobrze wierz jakie są te brukowce.
-Ale zdjęcia nie kłamią - wycedził
-Daj spokój - jęknęłam - Ja i Justin jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ty chyba naprawdę w to nie wierzysz?
-Sam już nie wiem w co wierzyć. Wiem na pewno, że on cię dalej kocha - powiedział po czym odkręcił się na pięcie i odszedł.
-A ja kocham ciebie - wrzasnęłam za jego plecami.
***
Bardzo przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale w wakacje naprawdę nie mam jak pisać. Z początkiem września rozdziały powinny pojawiać się częściej. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, nie spodziewałam się, że blog odniesie aż taki sukces. To bardzo miłe, wiedzieć, że komuś się to podoba. Jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że od września się poprawię.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 1

-Może byś się ruszyła co?
Odwróciłam się na dźwięk głosu Belli. Było sobotnie popołudnie, a ja siedziałam w swojej nowej willi jedząc lody i przerzucając bezmyślnie kanały w telewizorze. Nie zdążyłam się nawet przebrać z pidżamy. Wyłączyłam dźwięk.
-Co ty tutaj robisz?
-Dałaś mi zapasowe klucze, zapomniałaś? - pokiwałam głową i wróciłam do bezmyślnego gapienia się w ekran - Tak nie może być! - Bella wyrwała wtyczkę z kontaktu - Od jakiegoś tygodnia nie wychodzisz z domu. Co się stało?
-A czemu coś musiało się stać? Po prostu chcę napisać coś nowego...
-I nigdy wcześniej nie musiałaś robić tego w ten sposób!
-Widać zmieniły się moje metody. - zapadła chwila ciszy, w której ona mierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem, a ja ją nienawistnym. - Daj spokój Bells.
-Chodzi o Liama?
Jęknęłam i ukryłam głowę pod poduszką. Dlaczego? Pytam się dlaczego, ona musiała o nim wspomnieć. Od razu ogarnęło mnie poczucie winy. Zagryzłam wargę i starałam się pozbyć tego okropnego uczucia. Moja przyjaciółka siedziała cierpliwie czekając na odpowiedź.
-Nie dasz mi spokoju prawda?
-Zgadza się. - ułożyła się wygodniej w fotelu - Będę tu siedziała dopóki nie powiesz mi co się dzieje.
-Wiesz, tu nie chodzi o Liama. Ani o Justina - dodałam kiedy zaczęła otwierać usta - Chodzi o mnie. Bo ja... ja naprawdę myślałam, że to skończone... a potem ta piosenka... i przypomniałam sobie. Moje życie uczuciowe jest do chrzanu!
Bella zaśmiała się cicho i wyszła z salonu. Odprowadziłam ją wzrokiem, po czym opadłam na kanapę. Kiedy pierwszy raz usłyszałam Heartbreaker naprawdę mną to wstrząsnęło. Nawet nie wiem dlaczego, przecież to tylko zwykła piosenka. Nie raz powtarzałam sobie "Co cię to obchodzi, przecież teraz jesteś z Liamem.", ale nie wiedzieć czemu ten głupi utwór nie chciał dać mi spokoju. Po raz setny tego dnia mój telefon zaczął wygrywać arie sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Liama, odrzuciłam połączenie obiecując sobie w duchu, że jutro do niego zadzwonię. Od pewnego czasu nie miałam ochoty na jego towarzystwo.
-Wróciłam - Bella postawiła przede mną kubek kawy - Opowiadaj co Cię gryzie.
Sięgnęłam po napój i zaciągnęłam się jego pięknym zapachem. Spojrzałam na moją przyjaciółkę i zaczęłam opowiadać co mnie gryzie. Zaczęłam od niepokoju związanego z Justinem, że od niedawna znów zaczęłam ciągle o nim myśleć.
-A najgorsze jest to, że Liam jest taki cudowny. Po prostu ideał chłopaka, a ja nie wiem co czuję i tak bardzo nie chcę go zranić.  On jest dla mnie naprawdę ważny, nie poradziłabym sobie bez niego, potrzebuje go, ale nie jestem pewna w jakim sensie.
-W przyjacielskim? - podsunęła
-Może - wzruszyłam ramionami - Skąd ja mam to wiedzieć? 
-Ale nie możesz się tak załamywać! - wrzasnęła Bells po minucie ciszy - Nic nie zmienisz siedząc w domu. Wiesz, że ja też nie lubię takich klimatów, ale choć do klubu.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę. Czy ona w chwili mojej totalnej depresji proponuje mi jakieś głupie potańcówki? Pokręciłam z niedowierzaniem głową, a ona spojrzała na mnie błagalnie. Zresztą co mi szkodzi? Podniosłam się z kanapy i wyszłam do łazienki. Prysznic trochę poprawił mi nastrój, spłukując trochę smutków. Zaciągnęłam się miętowym zapachem szamponu do włosów. Zaśmiałam się cicho słysząc stukanie do drzwi. Bella naprawdę powinna nauczyć się cierpliwości. Bez pośpiechu zawinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki. Stanęłam przed szafą licząc, że jakieś ubrania same wpadną mi w ręce. Nie chciałam się przesadnie stroić, więc wzięłam zwykłe czarne szorty, do tego bokserkę w tym samym kolorze i koszulę w kratę. Moja przyjaciółka już czekała w samochodzie. Podróż minęła nam szybko, śpiewałyśmy razem wszystkie piosenki, które akurat puścili w radiu. O ile nasze krzyki można nazwać śpiewem. Pod
klubem zakryłam się lekko koszulą i weszłam jak najszybciej do środka. Minusy nagrywania muzyki, wszędzie czają się te nieznośne paparace. Bella, od razu podeszła do baru co trochę mnie zdziwiło. Ruda zazwyczaj wystrzega się alkoholu. Po kilku drinkach ruszyłyśmy na parkiet. Nawet nie zauważałam z kim tańczyłam. Było mi to potrzebne, zanotowałam w głowie żeby podziękować Belli za wyciągnięcie mnie z domu. Poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce, więc odwróciłam się gwałtownie. Pierwsze co zobaczyłam to duże niebieskie oczy i promienny uśmiech, który od razu odwzajemniłam. Oddaliłam się trochę, żeby lepiej przyjrzeć się chłopakowi. Miał on blond włosy, które zaczesywał do góry jak Justin. Do tego pociągłą twarz i piękne dołeczki w policzkach. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Hej. - wyszeptał mi powitanie do uch, a ja poczułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka pod wpływem jego oddechu
-Witaj.
-Widzę, że mam szczęście. Tańczę z samą Seleną Gomez.
-A ja z tym słynnym Lukem Hemmingsem. - odpowiedziałam przypominając sobie skąd go znam
-Oboje mamy dużo szczęścia. - obdarzył mnie kolejnym uśmiechem, po którym w jego policzkach pojawiły się te cudowne dołeczki. - Może się przejdziemy? 
Pokiwałam głową i wyszliśmy z klubu. Na dworze uderzyło we mnie świeże, chłodne powietrze.
-Skoro ty jesteś w Los Angeles to znaczy, że jest też Liam prawda?
-Yep. Strasznie się irytuje, że nie odbierasz od niego telefonu. 
Westchnęłam cicho. Wiadomo, że Luke wie o wszystkim, w końcu jeździ wszędzie z moim chłopakiem.
-Mógłbyś mu nie mówić, że mnie spotkałeś? 
-Spoko - kolejny piękny uśmiech - Nie chcę wtrącać się w wasz związek. 
Błądziliśmy po ulicach miasta aniołów dość długo. Blondyn był świetnym rozmówcą. Wysłałam Belli smsa, żeby mnie nie szukała i że sama wrócę do domu. Oczywiście chłopak mnie odprowadził. Było już grubo po północy, kiedy przekroczyłam próg swojej sypialni. Wyciągnęłam stary podkoszulek Justina, który znalazłam kiedyś w swoim pokoju a teraz służył mi za pidżamę. Padłam na łóżko zmęczona i od razu zasnęłam. 
Obudziłam się dość wcześnie zważając na to, o której wczoraj położyłam się spać. Leżałam chwilę w otępieniu nie wiedząc co wyrwało mnie ze snu. Po chwili usłyszałam głośne i natarczywe walenie w drzwi. Zerwałam się z łóżka, naciągnęłam na siebie wczorajsze szorty i zbiegłam po schodach.
-Już idę - krzyknęłam słysząc ponownie to okropne dudnienie. 
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Dochodził do mnie lekki zapach alkoholu i dymu papierosowego co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Przecież on nie palił, ale nie to było najdziwniejsze. Najdziwniejsze było to, że na moim progu stał Justin Bieber i patrzył na mnie z ironicznym uśmieszkiem na ustach. 
-Witaj shawty. 
***
Przepraszam, że tak długo nie było notki, ale jestem ostatnio odcięta od internetu. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. 
Jeśli to czytasz bardzo proszę o komentarz. 

piątek, 4 lipca 2014

Prolog

Przeciągnęłam się na łóżku marszcząc z niezadowolenia nos. Do moich uszu dobiegały dźwięki piosenki Wake me up. Zaczęłam szukać po omacku telefon żeby pozbyć się uporczywego dźwięku. Kompletnie się nie wyspałam. Jeszcze pięć minut mojej drzemki nie powinno nikomu przeszkodzić. W momencie kiedy narzuciłam kołdrę drzwi mojego pokoju brutalnie się otworzyły.
-Koniec spania!
-Daj żyć Bella - jęknęłam kiedy moja przyjaciółka rozsunęła zasłony.
-Dziś jest ważny dzień.
-Niby czemu?
Poczułam, że moje łóżko opadło lekko. Podniosłam się na łokciach żeby lepiej ją widzieć. Wyglądała jak zawsze, swoje rude, wręcz czerwone włosy związała na czubku głowy w niedbałego koczka i nie zrobiła sobie zbyt dużego makijaży.
-Niby czemu dziś jest ważny dzień?
-Serio? - spojrzała na mnie z powątpiewaniem. - Przenoszę się dziś do kampusu, a ty do swojego nowego domu. Jedna wielka przeprowadzka!
Zaśmiałam się cicho i wypchałam ją z pokoju. Postanowiłam szybko się ogarnąć więc nie patrzyłam nawet na ubrania, które wyciągnęłam z szafy. Kompletnie zapomniałam, że już dzisiaj przenosiłam się do nowego domu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że będę tam mieszkać sama. Zaczynałam żałować, że dałam się namówić na ten niepotrzebny wypadek. Podskoczyłam na dźwięk pukania do drzwi. Mruknęłam ciche proszę i odwróciłam się stając twarzą w twarz z Perrie.
-Dziś jest wielki dzień...
-Tak wiem, przeprowadzam się dzisiaj - przerwałam jej
-Nie to zupełnie nie to! Dziś mija równo pół roku odkąd zaczęłaś chodzić z Liamem.
-Naprawdę?
Blondynka pokręciła z powątpiewaniem głową i wyszła z mojej sypialni. Westchnęłam cicho. Czyli już pół roku odkąd jestem z Liamem. Pół roku odkąd nie widziałam Justina. Zakręciłam na palcu wystający z koczka kosmyk włosów. Kiedy się rozstawaliśmy obiecał mi, że będzie o mnie walczył. Nie dotrzymywał słowa. Gdzieś głęboko miałam nadzieję, że będzie coś robił, ale nie chciałam się do tego przyznać. Podciągnęłam kolana pod brodę i rozejrzałam się po mojej sypialni. Była ona dość oryginalnie urządzona. Przy czarnej ścianie stały zapakowane walizki i pudła. Z półek zniknęły książki i kosmetyki, jedyną niezmienną rzeczą były ubrania, które nadal tkwiły w szafie. Postanowiłam w końcu je spakować, a dla umilenia tej czynności włączyłam radio, nawet nie podejrzewając jak duży robię błąd.
-Jestem podekscytowany tym, że to właśnie naszą stację wybrałeś do premiery swojej nowej piosenki Justin. - usłyszałam głos spikera z głośników
-Daj spokój - zamarłam z moją ulubioną parą szortów w rękach na dźwięk tego głosu. 
-Słyszałem ten kawałek i muszę powiedzieć, że jest bardzo emocjonalny.
-Tak - zabrzmiała cisza, a po niej krótki śmiech - Pisałem go z myślą o ukochanej dziewczynie. Zresztą prawie wszystkie piosenki, które będą miały swoją premierę w cyklu musicmonday były pisane z myślą o niej.
-Mówisz, że te utwory dotyczą konkretnej dziewczyny. Czy chodzi zatem o wschodzącą gwiazd muzyki Selenę Gomez.
Otworzyłam usta ze zdziwienia i usiadłam na krawędzi łóżka. Moje serce zaczęło mocniej bić wyczekując na odpowiedź Justina, która nie nadchodziła dość długo. Rozległ się za to śmiech spikera.
-Widzę, że nie chcesz tego ani potwierdzać, ani temu zaprzeczać. Dobrze, więc posłuchajmy tej piosenki, niech twoja muzyka mówi za ciebie. Zapraszam wszystkich słuchaczy na premierę piosenki Justina Biebera Heartbreaker.
Siedziałam osłupiała dopóki nie zabrzmiała pierwsza reklama po skończonej piosence. Rzadko kiedy muzyka wywoływała u mnie tak skraje emocje. Z jednej strony byłam wzruszona, już dawno nie słuchałam tak pięknego i szczerego utworu. Już po pierwszych tonach muzyki, a potem po początkowych słowach i stylu w jaki została wykonana słychać było, że Justin włożył w nią wiele serca. Z drugiej zaś strony byłam wściekła. Oczywiste był, że piosenka była o mnie, a opisywała zdarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Zacisnęłam pięści i chwyciłam zeszyt z nutami. Skoro on może pisć piosenki o mnie to dlaczego ja nie mogę o nim?
***
Witam wszystkich. Oto druga cześć mojego opowiadania :) Mam nadzieję, że wam się spodoba :) zapraszam do czytania i proszę o pozostawieniu po sobie śladu w formie komentarza, żebym mogła wiedzieć ile osób zobaczyło tego posta :)

Życzę wszystkim miłych wakacji i udanego wypoczynku