-Ta ta parara ra ta ta - nuciłam smażąc naleśniki.
-Może zaśpiewasz coś konkretnego - mruknęła Bella zaciekle kreśląc w swoich notatkach.
-Jak się będziesz tyle uczyć to Cię głowa rozboli. Ona nie jest przyzwyczajona do takiego wysiłku.
Rzuciła mi mordercze spojrzenie wracając do swoich zajęć. Zerknęłam w stronę przepisu, przygryzając końcówkę łyżki. Za oknem moja sąsiadka pieliła ogródek, a jej rozwrzeszczane dziecko rzucało piłka po ulicy. Jak zazwyczaj toleruje dzieci tak to doprowadza mnie do furii. Ostatnio ta pijawka zaczęła robić zdjęcia Justinowi i z wrednym uśmiechem stwierdził, że sprzeda newsa mediom. Kiedy zauważył, że go obserwuję pokazał mi język. Wzniosłam oczy ku niebu po czym odwróciła się tyłem.
-Nie widziałyśmy się jakieś dwa miesiące, a jedyne co robisz od dwóch dni to nauka. Zajmij się mną!
Uniosła głowę znad kartek. Po długim mierzeniu się wzrokiem dała za wygraną i odłożyła długopis.
-To co chcesz robić?
-Cokolwiek. Ostatnio non stop tylko siedzę w domu. Albo z Justinem, albo z Lukiem, albo z Peterem...
-Peter jest w mieście? Myślałam, że on siedzi w Nowym Jorku. -Był ostatnio odwiedzić stare śmieci, więc musiał do mnie wpaść.
Bells wzruszyła ramionami po czym dodała: -A Demi? Dziewczyny u mnie na zajęciach ostatnio były strasznie podjarane jakąś galą na której z nią byłaś. - jej mina mówiła, że to poniżej jej godności - Podobno miałaś śliczną sukienkę zaprojektowaną specjalnie dla Ciebie przez Calvina Kleina.
Wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmiechem.
-Justin miał u niego kampanie reklamowe, a wujcio... No co?! Kazał tak do siebie mówić, a wracając... wujcio był mną tak zachwycony, że stwierdził iż grzechem byłoby nie zaprojektowanie dla mnie jakiejkolwiek sukienki.
-Niech będzie. To idziemy na spacer?
-Tak!
***
-Poproszę jedną mrożoną latte i jeden koktajl lodowy.
Bella wróciła do stolika, kiedy skończyłam rozmawiać z Harrym.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci towarzystwo Hazzy, Niallia, Luka, Calumna i Jade?
-Nie, aczkolwiek dobrze, że ich nie ma.
-No to zaraz przyjadą - wyszczerzyłam się do mniej
-Bo po co w ogóle pytać mnie o zdanie? Przecież i tak zrobisz jak chcesz?
-Też się cieszę, że cię widzę ruda - wrzasnął Harry przysuwając sobie krzesło do naszego stolika.
Kiedy już wszyscy się dosiedli zaczął się wywiad środowiskowy. Jade miała strasznie dużo pytań do mnie i Belli, w końcu nie widziałyśmy się już sporo czasu. Robiliśmy taki hałas, że co chwilę ktoś rzucał w naszą stronę zgorszone spojrzenia. Po jakiejś godzinie dołączyli do nas Louis i Perrie, a zaraz po nich Liam. Jak zawsze kiedy go widywałam (od czasu rozstania) spięłam się lekko, ale on standardowo nie zwrócił na mnie uwagi. Po 4 kawie, 5 ciastku i niezliczonej ilości napadów śmiechu stwierdziłyśmy z Bellą, że czas się zbierać. Po wyjściu z budynku uderzyło nas wyjątkowo zimne powietrze jak na tą część kraju. Otuliłam się bluzą, a po moich plecach przebiegła gęsia skórka. Przekładałam telefon z ręki do ręki, zegar wskazywał ledwo 8 p.m, a na ulicach nie było żywego ducha. Może i powinnam przyzwyczaić się do dziwnych rzeczy mieszkając w tym mieście, ale to było naprawdę niepokojące. Uliczne latarnie rzucały nikłe światło na chodniki. Zaczynałam się odwracać w stronę Belli, kiedy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie.
-AAA!!! - zaczęłam wrzeszczeć okładając na oślep mojego oprawcę.
-Dobra.. auuu... Selly... to boli!
-Justin? - przypatrywałam mu się przez dłuższą chwilę - Czyś ty zwariował?! - wrzasnęłam w końcu - Chcesz żebym padła na zawał?! A ty! - krzyknęłam w stronę Belli, która pokładała się ze śmiechy na chodniku - Ty się do mnie nie odzywaj i nie wiem, gdzie będziesz spać bo ja cie do domu na pewno nie wpuszczę.
-Marna groźba - wykrztusiła w przerwie kolejnych napadów chichotu - Pójdę do rodziców, mieszkają w tym samym mieście pamiętasz?
Wydęłam usta jak dziecko. To nie fair, że moje groźby nigdy jej nie ruszają. Przeniosłam wzrok na Justina, który stał niezwykle z siebie zadowolony, głupio się do mnie szczerząc. Odwróciłam się na pięcie i z miną wściekłego dwulatka zaczęłam iść przed siebie.
-Hej! - wrzasnął Justin, a po tonie jego głosu można było wywnioskować, że przestał się śmiać - Daj spokój.
-Jestem obrażona - odkrzyknęłam
-No weź - dogonił mnie i obrócił w swoją stronę - To tylko zabawa. Nie mogłem się powstrzymać, miałaś taką świetną minę.
-Myślisz, że po takiej gadce mi przejdzie - założyłam ręce na piersi - Jesteś w błędzie.
-Przecież już ci przeszło - stwierdził wzruszając ramionami
Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem. Nic. Zaczęłam tupać nogą, dalej nic.
-To co chcesz? - spytałam w końcu
-Mam zamiar zabrać cię na piknik pod gwiazdami.
-Piknik pod... co ja mam plany Bella... a właściwie to gdzie ona jest? - zaczęłam się rozglądać
-Nie martw się nie porwał mnie jeszcze żaden psychopata - wymienili z szatynem porozumiewawcze spojrzenia - Jak dla mnie możesz iść, ja w tym czasie naprawdę pójdę do rodziców. Wściekliby się gdybym ich nie odwiedziła. Będę u nich spać więc jakby co twój dom jest wolny - mrugnęła do mnie na co Justin wyszczerzył się jakby Gwiazdka miała być miesiąc wcześniej. - To bajo.
Odwróciła się i tyle ją widzieli. Jak ona mogła mnie zostawić z tym niewyżytym osobnikiem płci męskiej, który właśnie wyciągał rękę w moją stronę, jakby był nie wiadomo jakim gentlemanem.
-Ja nigdzie z tobą nie idę?
-Niby czemu?
-Cenię sobie spokój i brak strachu.
-Jak tam chcesz - stwierdził, a ja uśmiechnęłam się jak zwycięzca - Skoro nie chcesz iść to cię zaniosę. - mruknął i przerzucił sobie mnie przez ramię.
Po stwierdzeniu, że wierzganie nogami i okładanie go pięściami po plecach nic nie daje, dałam sobie spokój. Tak właściwie to od kiedy on ma takie zarąbiste mięśnie, naprawdę dużo szczegółów mi umknęło, przez okres, w którym nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Trzeba to jak najszybciej nadrobić.
***
Mądra Sylwia, zamiast uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z geografii usuwa całą notkę i pisze ją od nowa. Brawo ja! Wiem, że obiecałam notki częściej, ale nie dam rady. Rozdziały będą się pojawiać raz w miesiącu może szybciej, ale wątpię ;). Mam nadzieję, że się podoba i całuję gorąco wszystkich, którzy pisali do mnie kiedy notka.
-Może zaśpiewasz coś konkretnego - mruknęła Bella zaciekle kreśląc w swoich notatkach.
-Jak się będziesz tyle uczyć to Cię głowa rozboli. Ona nie jest przyzwyczajona do takiego wysiłku.
Rzuciła mi mordercze spojrzenie wracając do swoich zajęć. Zerknęłam w stronę przepisu, przygryzając końcówkę łyżki. Za oknem moja sąsiadka pieliła ogródek, a jej rozwrzeszczane dziecko rzucało piłka po ulicy. Jak zazwyczaj toleruje dzieci tak to doprowadza mnie do furii. Ostatnio ta pijawka zaczęła robić zdjęcia Justinowi i z wrednym uśmiechem stwierdził, że sprzeda newsa mediom. Kiedy zauważył, że go obserwuję pokazał mi język. Wzniosłam oczy ku niebu po czym odwróciła się tyłem.
-Nie widziałyśmy się jakieś dwa miesiące, a jedyne co robisz od dwóch dni to nauka. Zajmij się mną!
Uniosła głowę znad kartek. Po długim mierzeniu się wzrokiem dała za wygraną i odłożyła długopis.
-To co chcesz robić?
-Cokolwiek. Ostatnio non stop tylko siedzę w domu. Albo z Justinem, albo z Lukiem, albo z Peterem...
-Peter jest w mieście? Myślałam, że on siedzi w Nowym Jorku. -Był ostatnio odwiedzić stare śmieci, więc musiał do mnie wpaść.
Bells wzruszyła ramionami po czym dodała: -A Demi? Dziewczyny u mnie na zajęciach ostatnio były strasznie podjarane jakąś galą na której z nią byłaś. - jej mina mówiła, że to poniżej jej godności - Podobno miałaś śliczną sukienkę zaprojektowaną specjalnie dla Ciebie przez Calvina Kleina.
Wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmiechem.
-Justin miał u niego kampanie reklamowe, a wujcio... No co?! Kazał tak do siebie mówić, a wracając... wujcio był mną tak zachwycony, że stwierdził iż grzechem byłoby nie zaprojektowanie dla mnie jakiejkolwiek sukienki.
-Niech będzie. To idziemy na spacer?
-Tak!
***
-Poproszę jedną mrożoną latte i jeden koktajl lodowy.
Bella wróciła do stolika, kiedy skończyłam rozmawiać z Harrym.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci towarzystwo Hazzy, Niallia, Luka, Calumna i Jade?
-Nie, aczkolwiek dobrze, że ich nie ma.
-No to zaraz przyjadą - wyszczerzyłam się do mniej
-Bo po co w ogóle pytać mnie o zdanie? Przecież i tak zrobisz jak chcesz?
-Też się cieszę, że cię widzę ruda - wrzasnął Harry przysuwając sobie krzesło do naszego stolika.
Kiedy już wszyscy się dosiedli zaczął się wywiad środowiskowy. Jade miała strasznie dużo pytań do mnie i Belli, w końcu nie widziałyśmy się już sporo czasu. Robiliśmy taki hałas, że co chwilę ktoś rzucał w naszą stronę zgorszone spojrzenia. Po jakiejś godzinie dołączyli do nas Louis i Perrie, a zaraz po nich Liam. Jak zawsze kiedy go widywałam (od czasu rozstania) spięłam się lekko, ale on standardowo nie zwrócił na mnie uwagi. Po 4 kawie, 5 ciastku i niezliczonej ilości napadów śmiechu stwierdziłyśmy z Bellą, że czas się zbierać. Po wyjściu z budynku uderzyło nas wyjątkowo zimne powietrze jak na tą część kraju. Otuliłam się bluzą, a po moich plecach przebiegła gęsia skórka. Przekładałam telefon z ręki do ręki, zegar wskazywał ledwo 8 p.m, a na ulicach nie było żywego ducha. Może i powinnam przyzwyczaić się do dziwnych rzeczy mieszkając w tym mieście, ale to było naprawdę niepokojące. Uliczne latarnie rzucały nikłe światło na chodniki. Zaczynałam się odwracać w stronę Belli, kiedy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie.
-AAA!!! - zaczęłam wrzeszczeć okładając na oślep mojego oprawcę.
-Dobra.. auuu... Selly... to boli!
-Justin? - przypatrywałam mu się przez dłuższą chwilę - Czyś ty zwariował?! - wrzasnęłam w końcu - Chcesz żebym padła na zawał?! A ty! - krzyknęłam w stronę Belli, która pokładała się ze śmiechy na chodniku - Ty się do mnie nie odzywaj i nie wiem, gdzie będziesz spać bo ja cie do domu na pewno nie wpuszczę.
-Marna groźba - wykrztusiła w przerwie kolejnych napadów chichotu - Pójdę do rodziców, mieszkają w tym samym mieście pamiętasz?
Wydęłam usta jak dziecko. To nie fair, że moje groźby nigdy jej nie ruszają. Przeniosłam wzrok na Justina, który stał niezwykle z siebie zadowolony, głupio się do mnie szczerząc. Odwróciłam się na pięcie i z miną wściekłego dwulatka zaczęłam iść przed siebie.
-Hej! - wrzasnął Justin, a po tonie jego głosu można było wywnioskować, że przestał się śmiać - Daj spokój.
-Jestem obrażona - odkrzyknęłam
-No weź - dogonił mnie i obrócił w swoją stronę - To tylko zabawa. Nie mogłem się powstrzymać, miałaś taką świetną minę.
-Myślisz, że po takiej gadce mi przejdzie - założyłam ręce na piersi - Jesteś w błędzie.
-Przecież już ci przeszło - stwierdził wzruszając ramionami
Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem. Nic. Zaczęłam tupać nogą, dalej nic.
-To co chcesz? - spytałam w końcu
-Mam zamiar zabrać cię na piknik pod gwiazdami.
-Piknik pod... co ja mam plany Bella... a właściwie to gdzie ona jest? - zaczęłam się rozglądać
-Nie martw się nie porwał mnie jeszcze żaden psychopata - wymienili z szatynem porozumiewawcze spojrzenia - Jak dla mnie możesz iść, ja w tym czasie naprawdę pójdę do rodziców. Wściekliby się gdybym ich nie odwiedziła. Będę u nich spać więc jakby co twój dom jest wolny - mrugnęła do mnie na co Justin wyszczerzył się jakby Gwiazdka miała być miesiąc wcześniej. - To bajo.
Odwróciła się i tyle ją widzieli. Jak ona mogła mnie zostawić z tym niewyżytym osobnikiem płci męskiej, który właśnie wyciągał rękę w moją stronę, jakby był nie wiadomo jakim gentlemanem.
-Ja nigdzie z tobą nie idę?
-Niby czemu?
-Cenię sobie spokój i brak strachu.
-Jak tam chcesz - stwierdził, a ja uśmiechnęłam się jak zwycięzca - Skoro nie chcesz iść to cię zaniosę. - mruknął i przerzucił sobie mnie przez ramię.
Po stwierdzeniu, że wierzganie nogami i okładanie go pięściami po plecach nic nie daje, dałam sobie spokój. Tak właściwie to od kiedy on ma takie zarąbiste mięśnie, naprawdę dużo szczegółów mi umknęło, przez okres, w którym nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Trzeba to jak najszybciej nadrobić.
***
Mądra Sylwia, zamiast uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z geografii usuwa całą notkę i pisze ją od nowa. Brawo ja! Wiem, że obiecałam notki częściej, ale nie dam rady. Rozdziały będą się pojawiać raz w miesiącu może szybciej, ale wątpię ;). Mam nadzieję, że się podoba i całuję gorąco wszystkich, którzy pisali do mnie kiedy notka.
Fajne :)
OdpowiedzUsuńProszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę proszę dodaj next!
OdpowiedzUsuń