środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 5

-Co ty masz na głowie?! - wrzasnęłam wpatrując się zawzięcie w monitor
-Nie wiem o co ci chodzi - powiedziała Bella ledwo zwracając na mnie uwagę - Jestem teraz dorosłą i poważną kobietą.
-I dlatego masz... no... to nie jest twój kolor!
-Jak nie? To właśnie jest mój naturalny kolor włosów. Zapomniałaś? Jestem brunetką.
-No tak, ale przez większość swojego życia malowałaś te kudły, więc mogłam się przyzwyczaić. Nie sądzisz?
Wzruszyła ramionami i wróciła do poprzedniej czynności.
-Ignorujesz mnie nawet w rozmowie przez Skaypa?
-Kwestia przyzwyczajenia. Ja naprawdę muzę kończyć pisać ten artykuł. Zadzwoń jutro.
-Jutro mam próby cały dzień.
-Ty biedny, zapracowany człowieku - mruknęła głosem ociekającym sarkazmem
-Spadaj - mruknęłam zamykając laptopa
Rozłożyłam się na sofie podciągając kocyk pod sam nos. Przez ostatni tydzień spędzałam tak każdy wieczór. Znałam już program telewizyjny, który o dziwo nie ulegał większym zmianom. Szerze powiedziawszy jako mała dziewczynka nie tak wyobrażałam sobie życie celebrytów. Bardziej coś jak nieustająca zabawa i takie tam. Podskoczyłam na dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerwałam się po telefon prawie tak jakbym, przez ostatni tydzień nic nie jadła, a on był pięknie wyglądającą kanapką. Może to Justin. Albo Liam, Luke. Nawet Amanda! Wyjdę z domu! Tak! Wy... Boże, to tylko wiadomość od operatora. Zrezygnowana odrzuciłam telefon na miejsce.
-Czy cały świat o mnie zapomniał?! - wrzasnęłam zrywając się z kanapy - Ale nie! Ja nie dam o sobie zapomnieć.
Weszłam do łazienki i zaczęłam napuszczać wody do wanny. O nie, Seleny Marie Gomez się tak nie ignoruje. Wzięłam szybką kąpiel, wysuszyłam włosy i owinięta jedynie ręcznikiem wbiegłam do sypialni. Skoro on może składać mi wizyty kiedy mu się tylko podoba to ja też mogę. Wyciągnęłam z szafy zwykłe białe spodnie i czarny top. Do tego ciemne trampki, z prędkością światła zrobiłam makijaż i zbiegłam na dół. W holu złapałam tylko pęk kluczy i po chwili siedziałam już w samochodzie. Droga do domu Justina była stosunkowo krótka. Na podjeździe stał jego wóz co oznaczało, że był w domu. Wybiegłam z samochodu i zaczęłam zawzięcie pukać do drzwi. Ze zniecierpliwieniem zaczęłam wystukiwać nogą rytm. Ile można otwierać! No ludzie drodzy, już prawie odwracałam się zrezygnowana gdy wewnątrz domu rozległy się kroki.
-No wreszcie. Ile można... - zamilkłam zauważając młodego ciemnoskórego chłopaka.
-Witaj piękna - uśmiechnął się (jego zdaniem) uwodzicielsko, a kiedy tylko otworzył usta dobiegł do mnie nieprzyjemny zapach alkoholu.
-Hej - mruknęłam odsuwając się lekko - Jest Justin?
-Dlaczego wszystkie laski przychodzą do niego? Jest. Właź.
Już miałam zapytać co to za "wszystkie laski", ale stwierdziłam, że wdawanie się w dyskusje z pijanym chłopakiem nie mają sensu. Po przekroczeniu progu odurzył mnie jeszcze mocniejszy zapach alkoholu z domieszką tytoniu. Lil Za (bo to chyba był on) wyprzedził mnie obok wejścia do salonu.
-Stary, jakaś dziewczyna do ciebie.
-Co? - głos Justina był wyjątkowo zdezorientowany - Kto się dobija do mojej boskiej osoby? Selena? - stanął jak wryty kiedy weszłam.
-Hej... ja pomyślałam, że wpadnę, ale chyba przyszłam nie w porę.
Omiotłam spojrzeniem pokój. Całe pomieszczenie wypełniał szarawy dym utrudniający widoczność. Zasłony były zaciągnięta, a na stole leżał największy wybór trunków jaki kiedykolwiek widziałam poza monopolowym.
-Wiesz - zaczęłam patrząc na to wszystko krytycznie - Ja chyba...
-Przestań to robić - przerwał mi wściekłym tonem.
-Ale co? - cofnęłam się zaskoczona
-Patrzysz na mnie tym swoim karcącym spojrzeniem. Jakbym by nic nie wartym, debilem, a ty robisz łaskę zadając się ze mną.
-Nigdy nawet tak nie pomyślałam - powiedziałam zakładając ręce na piersi i starając się ignorować szydercze szepty kolegów szatyna.
-Naprawdę? Nie przemknęło ci przez myśl, że wolałabyś być teraz z Peynem...
-Liam nie ma nic do rzeczy.
-Oczywiście. W końcu jest taki wspaniały i idealny. - zmrozi mnie spojrzeniem - Zawsze chodzi o niego. Nawet jak byliśmy razem. Założę się, że wolałabyś, żebym był taki jak on.
-Nigdy tego nie chciałam, ale chyba zacznę - odwróciłam się na pięcie, przygryzając wargę żeby się nie rozpłakać,
Wypadłam z domu zachłystując się świeżym powietrzem. Czym prędzej pobiegłam do samochodu. Ręce tak mi się trzęsły, że miałam problem z trafieniem kluczykami w stacyjkę. Rzuciłam torebkę na fotel pasażera wygrzebując z niej telefon. Znalazłam numer, do osoby, której najbardziej teraz potrzebowałam i przyłożyłam aparat do ucha. Jeden sygnał, drugi, trze...
-Hej mała! - w słuchawce odezwał się tak miły i znany głos, że jeszcze bardziej zachciało mi się płakać.
-Hej Peter. Masz czas? Mam ochotę się upić.
-Dla ciebie i tej czynności? Zawsze!
***
Następnego dnia budząc się z masakrycznym bólem głowy uświadomiłam sobie, że to był zły pomysł. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, a czaszka niemiłosiernie mi ciążyła. Niechętnie otworzyłam oczy. Moja sypialnia wyglądał jak pobojowisko, ale nie to mnie przeraziło. Za oknem słońce wisiało wysoko na niebie co oznaczało, że spóźniłam się na próbę. Zerwałam się gwałtownie z łóżka, ale od razu tego pożałowałam ponieważ cały świat zawirował mi przed oczami. Opadłam z powrotem na materac i sięgnęłam po telefon. 10 nieodebranych połączeń od Patrica. No pięknie, on mnie zabije. Zaczęłam się ogarniać, ale robiłam to niezwykle powoli, by znów nie wywołać zawrotów głowy. Kiedy byłam gotowa do wyjścia postanowiłam oddzwonić do managera, może nie będzie aż tak źle. Z każdym kolejnym sygnałem zaczynałam wierzyć w to, że nie odbierze.
-Gdzie ty do cholery jesteś?! - wrzasnął
Ał... tylko tyle zdołałam pomyśleć słuchając jego kazania. Wrzaski zajęły jakieś 10 minut co było dla mnie prawdziwą katorgą. Na koniec stwierdził, że wszystko jest przełożone na jutro i żebym tym razem się nie spóźniła. Z wdzięcznością odłożyłam telefon i powlokłam się do sypialni, żeby założyć jakiś wygodny dres. Wbiłam się na łóżko ze szklanką wody i chęcią zniknięcia z powierzchniowi ziemi. Niestety jak na złość świat sobie o mnie przypomniał. Z dołu dobiegł mnie dźwięk dzwonka. Starałam się go ignorować, ale był zbyt natrętny. Do tego hałas przeszywał moją głową kolejnymi falami bólu. Zeszłam modląc się by na zewnątrz nie stał Patric, chcąc sprawdzić osobiście czemu nie przyszłam i ciągnąć kazanie. Otworzyłam drzwi, ale zaraz je zatrzasnęłam, a przynajmniej usiłowałam. Niestety szatyn był szybszy i zablokował je stopą.
-Nie chcę Cię widzieć - mruknęłam patrząc jak ładuje mi się do domu.
-A ja chcę cię prze... Boże! Co ci się stało?
-Miły jesteś nie ma co.
-Sorry, po prostu wyglądasz źle - zamilkł widząc moją minę - A ja nie lubię kłamać i chcę być szczery. - wyszczerzył się, ale jego uśmiech szybko zbladł - Ja naprawdę chcę cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatni debil i takie tam.
-Zastanowię się czy wybaczyć temu debilowi - zignorowałam jego uszczęśliwioną minę - A teraz wypad!
Posłusznie wyszedł, a ja z mieszanymi uczuciami powlokłam się do sypialni. Resztę dnia przespałam.
***
Nie ma to jak nagły przypływ soków twórczych na WOKu :D Nie będę przepraszać za brak notki, bo to i tak nie ma sensu, ale naprawdę nie wyrabiam się ostatnio na zakrętach, a do tego praktycznie nic co napiszę  nie nadaje się do opublikowania. Dzięki za wszystkie wejścia, komentarze i pozostanie z historią moich postaci. Całusy :*